Jogini, u których uczę się w Azji, na każdym kroku podkreślają, że kiedy robi się trudno, koniecznie trzeba rozjaśnić twarz. Właśnie wtedy. Dziewczyny i dojrzałe kobiety, które ze mną podróżują i spotykają moich mistrzów na zajęciach z jogi, zaczynają swoją z nimi przygodę poważne, a czasem nawet spięte. Po dwóch sesjach ich twarze się rozluźniają, po trzech – w oczach pojawiają się radosne błyski. Podczas ćwiczeń słowo „smile” – „uśmiechaj się”, pada dziesiątki razy. Uczestniczki, które miały wcześniej okazję ćwiczyć w Polsce, zauważają, że to dla nich nowość. Okazuje się, że choć bywają zaawansowane w jogowych wygibasach, to w dziedzinie radości z ćwiczenia, i radości w ogóle, czują się jak nowicjuszki. Głębokie oddychanie z uśmiechem na twarzy, kiedy ciało poddawane jest wysiłkowi, okazuje się dla wielu z nich kluczem do zupełnie nowych drzwi w ich wewnętrznym świecie. Za nimi znajduje się przestrzeń, w której poczucie szczęścia jest naszą osobistą decyzją: jest trudno, ale jestem uśmiechnięta, bo ja tak chcę! Zdarza się, że proste odkrycie tej podstawowej w jodze techniki wywołuje głębokie wzruszenie, a nawet łzy.
Wiele osób sądzi, że joga jest trudna i wymaga niezwykłej giętkości ciała. Nic bardziej mylnego. Ćwiczenia fizyczne są tylko jednym z jej elementów. Wcale nie najważniejszym. Najważniejszy jest nasz stan ducha i pozytywne nastawienie. Zaraz potem – oddech, który wiąże nas z tu i teraz, wszak nikt nie planuje oddychania, ani go nie wspomina! Kiedy więc słyszysz to cholerne i tak trudne do ogarnięcia przez człowieka Zachodu „bądź tu i teraz” – to właśnie o tym mowa. Wdech–wydech. Tu–teraz. Dlatego to właśnie na oddechu koncentrujemy się w medytacji i relaksacji. Daj sobie 2-3 minuty dziennie na głębokie pooddychanie w ciszy, przy rozluźnionych mięśniach, z uśmiechem na twarzy, bez podejmowania żadnej z kotłujących się w Twojej głowie myśli, a już ćwiczysz jogę! Oddech sprawia, że dostarczamy ciału cenną energię i tlen, uśmiech „ciągnie” cały Twój nastrój w górę. Ludzie Zachodu nie są szczególnie pokorni, dlatego lubią przy takich okazjach powtarzać: „Ale mnie teraz jest ciężko! I co, mam zęby suszyć?” albo „A co ja się będę śmiać jak głupi do sera?”. A tak. Właśnie tak. Kiedy odpuścisz swoje uprzedzenia i na chwilę zajmiesz się tylko oddychaniem i uśmiechaniem – spadnie ci ciśnienie, a w głowie być może pojawią się mądrzejsze, mniej podkręcone emocjami myśli. Masz na to słowo moje i wszystkich moich nauczycieli razem wziętych. A to mądrzy, starzy jogini. Wiedzą, co mówią.
Kiedy opowiadam w Polsce o mojej przygodzie z jogą, wiele osób pyta jakiż to jej rodzaj praktykuję. Te same pytania padają ze strony uczestniczek moich warsztatów. I ja pytałam o to swoich mistrzów na początku drogi. A oni nie mogli nadziwić, że nam, białasom z Zachodu, tak bardzo trzeba metek i didaskaliów. „Joga to joga!”. Istnieje wiele tysięcy, może nawet miliony, asan, czyli pozycji ciała, jakie można praktykować. Nie sposób ich wszystkich wykonać w ciągu jednego życia. Co bardziej charyzmatyczni i pomysłowi nauczyciele stworzyli własne szkoły i rozwinęli w nich doskonałość. Możesz zapisać się na dowolny kurs i owinąć sobie nogi wokół talii, jednak jeśli nie będzie w tym uśmiechu, luzu i dobroci dla swojego ciała, to będzie tylko gimnastyka. To tak jak z miłością. Dobrze wiemy czym różni się seks dla sportu od seksu z odwzajemnionym uczuciem. Tego po prostu nie da się porównać. Joga jest aktem miłości do własnej osoby. Daje nam też niezależność, bo utrzymuje ciało i psychikę w dobrej kondycji. Buduje również poczucie mocy w ciele. A kiedy jest moc – świat stoi przed nami otworem.