Wchodzę w Google i już widzę. Ojciec komplementuje córkę Marię, moim zdaniem wspaniałą tekściarkę: „To, co ciebie cechuje jako artystkę, to że nigdy w twojej twórczości nie ma cechy kopistki. Czym przesiąknięte są wszystkie te c*py z naszego polskiego rynku, które po prostu nie mają nic do powiedzenia. Śpiewają o niczym, posiłkując się jakąś imitacją pseudo poetyckich albo pseudo wywrotowych spraw. Nie chcę rzucać w tej chwili nazwisk, ale te tak zwane skarby narodowe, no, dla mnie to jest g*wno”.
Jan Peszek ma rację, mówiąc, że jego córka Maria nikogo nie kopiuje. I prawdą jest, że na polskim rynku muzycznym jest (jak wszędzie na świecie) sporo wykonawczyń, które wytwarzają banalne produkty pieśniopodobne. I wykonawców też! Bełkotliwe teksty piosenek o niczym nie mają płci. A to, co powiedział Jan Peszek, jest chamskie, seksistowskie i prostackie. Zdziwiłam się, że chce być tak postrzegany, ale to jego rzecz.
Z drugiej zaś strony… Ale jak to TE WSZYSTKIE CIPY? Wszystkie wykonawczynie poza Marią córką Jana to cipy, które „(…) śpiewają o niczym, posiłkując się jakąś imitacją pseudo poetyckich albo pseudo wywrotowych spraw (…)”? Kaśka Nosowska, Kayah i Natalia Przybysz to też gówno? Kim są „te wszystkie cipy”? Pytam się.
Dawaj Pan te nazwiska, to prześlemy do przesłuchania, zdziwi się Pan.
Skomentowałam to po swojemu na fb i poszłam spać.
Obudziłam się jednak z bardzo niefajnym uczuciem. Jakiś niepokój, niechęć w ciele i taka czujność, której nie lubię, ponieważ przypomina mi o czasach, kiedy kompletnie nie miałam poczucia bezpieczeństwa. O mojej prehistorii.
O innym życiu, w którym, przekonany o swoim uświęconym prawie do obrażania mnie i darcia na mnie ryja, typ nazywał mnie „głupią cipą”. Wiecie, jak się zwie to, co czuję? Powtórne przeżywanie traumy. Normalne. Trauma nigdy nie odpuszcza na zawsze. Wystarczy trigger, wyzwalacz i wraca.
Kiedy w przestrzeni publicznej padają słowa rodem z patologicznych awantur, a takie właśnie padły z ust Jana Peszka, setki tysięcy osób, które zaznały tego na własnej skórze, katapultują się do czasów swojej traumy. Zaś sprawcy i sprawczynie przemocy, utwierdzają się w tym, że wolno takich słów używać.
Pamiętam, jak Radek Sikorski, były szef dyplomacji, było nie było, rzucił pod adresem Beaty Kempy: „Walnij się w tłusty łeb”. Czułam dokładnie to samo. Język rodem z awantur, w których po mnie „jechał” sprawca przemocy, a ja, wytresowana przez kulturę w jakiej żyjemy, nie potrafiłam się obronić. Do czasu. Ponieważ, jak wiecie, teraz to tę kulturę patriarchalną czniam.
Nigdy więcej nikomu nie pozwolę sobą pomiatać. Nazywać się „głupią cipą” ani mówić mi, żebym „się walnęła w tłusty łeb”.
Jasna sprawa, że chodzi także o to, by nie używać nazwy żeńskiego organu rozrodczego jako inwektywy. Męskiego też nie!
Jasne, że chodzi tu też o nawykowy prymitywny seksizm dziadersa.
Ale ja chcę Was zostawić z inną myślą.
Mianowicie, że przemocowy język używany w przestrzeni publicznej RETRAUMATYZUJE osoby, które tego słuchają i normalizuje przemoc w oczach sprawców.
Nie, Panie Janie, nie jest Pan ani fajny, ani cool, nazywając kobiety „tymi wszystkimi cipami z polskiego rynku”.
Nikt Panu nie broni skrytykować, nawet bezlitośnie zjechać banalną, odtwórczą, pozbawioną esencji twórczość. Jednak nie ma Pan prawa nazwać osób, które ją uprawiają „tymi wszystkimi cipami”.
To przemocowy język sprawców.
Dziękuję za uwagę.
* Jeżeli jesteś ofiarą przemocy domowej, błagam Cię, nie porzucaj siebie. Szukaj pomocy.