BLOG
13.12.2022
Trzeba wioski
Udzieliłam wczoraj wywiadu do pracy licencjackiej pewnej fantastycznej młodej kobiety. Tematem była komunikacja w obszarze profilaktyki raka piersi. Czyli miałam okazję wrócić do tego, co czułam dzieląc się swoim doświadczeniem obustronnej mastektomii z jednoczesną rekonstrukcją.
Podczas rozmowy, dzięki inteligentnie i czujnie zadawanym pytaniom, „złapałam” coś ważnego. Coś, czym chcę się podzielić. W szeroko pojętym rozwoju osobistym (zaliczam do niego jogę) na Zachodzie w kółko powtarza się nam, że mamy wszystko sobie dać same/sami. Miłość, czułość, bezpieczeństwo, opiekę, akceptację. To prowadzi do nieporozumień.
Tak, mamy się „zająć sobą” i wziąć odpowiedzialność za to, co czujemy i jak to komunikujemy.
Mamy poradzić sobie z własną toksycznością, ale nie utwierdzić w tym, że jesteśmy takie świetne, a cała reszta niech spada, bo nie jest nam potrzebna. Rozwój osobisty, czy jak kto woli: duchowy, nie ma prowadzić do izolacji. Do wygaszenia niezdrowych relacji – tak, ale nie do okopania się w wyimaginowanej twierdzy! Właśnie doświadczenie choroby i zdrowienia pokazuje jak na dłoni, że sieć wsparcia i przyjaznych, serdecznych relacji to coś, czego nasz układ nerwowy potrzebuje jak tlenu.
Jesteśmy społecznymi zwierzakami. Gojąc rany musimy wiedzieć, że ktoś jest w pobliżu i czuwa na wypadek zagrożenia. Mnie pomogła się goić obecność bliskich, sąsiadów, przyjaciół. Wspierające bycie blisko, „zaglądanie”, aby sprawdzić, co u mnie. Gesty, takie jak przynoszenie czegoś dobrego do jedzenia albo bukietu polnych kwiatków, są równie ważne jak leki i ćwiczenia. I tego się nie da sobie dać samej/samemu. Za to można i trzeba nauczyć się przyjmować to, co sieć wsparcia oferuje. Generalnie, po tym co przeszłam, uważam, że trzeba wioski, aby się porządnie wygoić. Tak jak trzeba wioski, aby wychować dziecko.
Niech to będzie dobry dzień wśród wspierających ludzi!