Oczywiście dotyczy on medytacji. Bycia w swojej ciszy i obserwacji umysłu. Ale jeśli sama myśl o medytacji Cię niepokoi albo odrzuca, to możesz spróbować czegoś innego. Czegoś, bez czego, moim skromnym zdaniem, nie da się wejść ani w asanę (ćwiczenia fizyczne), ani w medytację. Tym czymś jest relaks.
Odprężenie w sobie, w pozycji, w której jesteś, w miejscu, gdzie jesteś, teraz.
Bardziej bycie w sytuacji niż współtworzenie sytuacji. Puszczenie kontroli i odczepienie się od wszystkiego i wszystkich, żeby sobie pobyć w spokoju w sobie. Możesz zacząć natychmiast. W łóżku, może z ukochaną osobą: zamiast „uprawiania seksu” tylko bycie blisko w pełnym rozluźnieniu (może się okazać, że ciało samo zadecyduje co dalej). Z kawą, patrząc w poranne słońce, z dzieckiem, tuląc i głaszcząc, bez tworzenia ekscytacji i mobilizacji, z psem czy kotem na kolanach. Pod prysznicem, w aucie. Wszędzie i zawsze mamy możliwość rozluźnić się w sobie i „ku sobie”. I to jest też joga. Bo w tym rozluźnieniu czasem na chwilę ustają poruszenia umysłu.
Zwłaszcza osoby z ADHD (ja) i nadwrażliwością, łatwo ulegające przebodźcowaniu, kumulujące napięcie, łatwiej wchodzą w praktykę medytacji poprzez relaks. Spróbuj! Jedyne, co ryzykujesz, to że mniej się dziś zmęczysz i wkręcisz. Om Shanti z Kerali.