Zacznę od tego, że oczywiście musi być poprawka na moją specyficzną sytuację związaną z rozpoznawalnością, z dorobkiem zawodowym poza jogą, wizerunkiem w mediach (na który nie do końca mam wpływ), skojarzeniami z innymi publicznymi osobami należącymi do mojej rodziny i w ogóle z naszym nazwiskiem. Mam świadomość płynących z tego ułatwień, ale i obciążeń. Możecie mi wierzyć, że tych drugich jest sporo.
Jednak w mojej pracy nauczycielki jogi nie jestem osobą publiczną, byłą dziennikarką, aktywistką, celebrytką, czy nawet autorką książek. Jestem osobą w praktyce jogi, przekazującą w możliwie najbardziej rzetelny sposób wiedzę na temat wybranych jej aspektów. Joga to bardzo rozległa dziedzina, a ja zajmuję się jej malutkim kawałeczkiem. Jestem do dyspozycji moich słuchaczek i słuchaczy w roli osoby, która prowadzi zajęcia, odpowiada na pytania dotyczące poruszanych tematów i dba o bezpieczną przestrzeń. Jestem w roli przewodniczki i opiekunki w praktyce proponowanych przeze mnie aspektów jogi.
Nie jestem uczestniczką towarzyskich sytuacji poza zajęciami, kumpelą, koleżanką, z którą pije się winko i gada „o życiu”. Mimo że spędzam z grupami sporo czasu. Razem jemy śniadania i inne posiłki, śmiejemy się, żartujemy. Dołączam na niektóre wycieczki. Jednak nadal w roli osoby prowadzącej zajęcia, a nie uczestniczki i koleżanki. Sporo osób się temu dziwi. Niektóre wprost adresują zawód, że nie jestem z grupami bliżej, na bardziej przyjacielskiej stopie. Wyjaśnię dlaczego tak jest.
Swoją rolę jako Wasza instruktorka jogi, przewodniczka czy jak to nazwiesz, traktuję serio.
To, co się dzieje w grupach na sesjach jogi, ma swoją specyficzną dynamikę i porządek. Ja jestem od stania na straży tego porządku. To nie jest porządek wspólnej imprezki, zabiegania o towarzyską atrakcyjność i budowania kumpelskich więzi z moim udziałem.
Podczas wyjazdów, na których odpowiadam za jogę, jestem od jogi. I każda uczestniczka, każdy uczestnik jest dla mnie równie ważna/ważny. Jestem zaangażowana w swoją pracę, a nie w zdobywanie towarzyskiej akceptacji.
Nie zawsze to potrafiłam. Po wielu próbach i błędach, szkoleniach i konsultacjach, mam już spokojną pewność, że najzdrowiej jest, kiedy każdy trzyma się swojej roli. Kiedy jest jasne, kto jest od czego i w jakiej sprawie. To się może wydawać suche i formalne. Mam jednak nadzieję, że serdeczna atmosfera moich warsztatów to równoważy. Ci nauczyciele jogi, którzy i które dali mi najwięcej i nadal są obecni w moim życiu, to nie są moi kumple i koleżanki. Trzymają swoją rolę i granice z wdziękiem, ale stanowczo.
Czy próbowałam się z nimi zaprzyjaźniać i mieć prywatne relacje? Oczywiście! W jednym z nich nawet się podkochiwałam. Żaden nigdy nie pozwolił na przekroczenie granicy, poza którą otwieramy się na wir rozmaitych czynników i zdarzeń, który mógłby zmieść czy choćby narazić naszą relację mistrz-uczennica. Powtórzę: ja próbowałam, oni/one nie pozwolili. To była ich odpowiedzialność, ponieważ to oni mieli przewagę autorytetu. To była super lekcja dla mnie.
Z czasem moi mistrzowie/mistrzynie zaczęli mnie traktować bardziej partnersko. Ale nie jako kumple! Dzięki temu, nawet po latach, nadal ich „MAM”. Mam dostęp do ich zasobów jako nauczycieli. Mam bezpieczną relację z bardziej doświadczonymi od siebie w zakresie praktyki jogi. Na to się umawialiśmy, za to brali kasę i to zostało dotrzymane. Ich prywatne i towarzyskie sprawy nie mają wpływu na naszą relację. To bezpieczna przestrzeń dla mojej praktyki jogi, którą wspólnie trzymamy.
Znajomych ma się wielu na różnych etapach życia. Nauczycieli jogi nie. Dlatego w moich relacjach z osobami, które uczę, zawsze jest dystans i jasno określona granica. Nie dlatego, że mi się nie chce dobrze bawić z grupami albo zawierać nowych przyjaźni, ale dlatego, żeby nie mieszać porządków.
Pozdrawiam serdecznie! #jogazpaulinąmłynarską