Większość calloutowanych sprawców i sprawczyń idzie w zaparte. Ale część, choć nieliczna, zdobywa się na refleksję. Pisze o własnych aktach przemocy, o drodze dochodzenia do autorefleksji, przeprasza, bije się w piersi, jak np. Bartosz Bielenia. Co mu fundują moje dzielne obserwatorki, miłujące dobro i pragnące naprawy przemocowych stosunków w polskim społeczeństwie? Faceci też, ale głównie kobiety. Hejt.
Grad okrutnych słów, szyderę, charchy, pogardę.
Ja bym dała bardzo wiele za słowa „przepraszam, dziś rozumiem, że to było złe” od osoby, która kiedyś, w imię „sztuki”, zgotowała mi piekło i okradła z dzieciństwa. Za późno. Każde przeprosiny, choćby i kulawe, niemrawe albo spóźnione, są lepsze niż żadne. Bo niosą uznanie wersji zdarzeń przedstawionej przez ofiary i przecierają szlak innym sprawcom/sprawczyniom przemocy, by oddali się autorefleksji. A może nawet leczeniu, co ostatecznie może przerwać cykl przemocy. Dziękuję za uwagę. Om Shanti!