Z rozmów po moich ostatnich wpisach (pełne teksty na FB): „Skoro tantra to nie seks, a joga to nie gimnastyka, to co, mam przestać chodzić tam, gdzie mi mówią inaczej? Mnie się tam podoba!”, „Jakie znaczenie ma, dla zwykłej zapracowanej osoby w Europie, czy rzeczywistość jest dualistyczna, czy też nie?”, „Ja chodzę ‘na jogę’, bo chcę się porozciągać, a nie żeby mieć przeżycie duchowe”, „Byłam na warsztatach ‘tantry’, bo chcę mieć lepszy seks i było fajnie”.
No co ja mogę na to odpowiedzieć? Ależ chodź tam, gdzie Ci się podoba. Ależ nie musisz się głowić nad niedualnością rzeczywistości. Ależ tak, dobrze prowadzone zajęcia asan (jogicznej gimnastyki) to doskonały trening.
Wiesz, tam gdzieś w bibliotekach świata, w jego niezliczonych encyklopediach dostępnych też online, jest bardzo dużo różnych haseł, których znaczenie nie jest Ci do końca znane. Miliony! Niektóre z tych haseł, jak np. „joga”, znasz, ale może niekoniecznie rozumiesz tak, jak by tego chcieli ich twórcy. Ta wiedza Ci nie zagraża.
Patańdźali nie zeskoczy razem z Zieloną Tarą (pani na zdjęciu, tantryczne bóstwo współczucia czczone w hinduizmie i buddyzmie tybetańskim) i nie dadzą Ci kary. Ignorancja jest Twoim zbójeckim prawem. Korzystaj z niego! Dopóki nie dajesz się z tego powodu krzywdzić, dopóki nikomu nie wyrządzasz krzywdy, nie ma żadnego problemu. Moje wpisy nie mają na celu zawstydzenia Cię.
Poświęcam swój czas, aby Cię troszkę przestrzec. Bo może się zdarzyć, że trafisz na oszołoma, który w ramach „tantry” zrobi coś, co Cię straumatyzuje na całe życie. Bo możesz trafić na przekonaną o swoich mocach ignorantkę, która w ramach niewinnego rozciągania „na jodze” wyśle Cię do szpitala. Podstawowe i pierwsze przesłanie jogasutr brzmi: ahimsa. Nie krzywdzić. Ignorancja krzywdzi. Co z tego, że często nieświadomie?
Zielona Tara to taki (żeński) aspekt Absolutu (czyli nas samych!), który między innymi chroni nas przed niebezpieczeństwem. To zdrowy rozsądek w Tobie. Bądź bezpieczna/bezpieczny.