Przyszło mi do rozpalonej gorączką głowy, że po swojej niefortunnej wypowiedzi o feminatywach, feministka Nosowska Katarzyna staje się pierwszym dzieckiem, które właśnie zżera polska rewolucja feministyczna. Będą następne. Od razu uprzedzam, że ja się bez walki nie poddam. :)
Polska rewolucja feministyczna jest spóźniona, niedouczona i sfrustrowana. Przez długie lata odwracała głowę od samej siebie, dając się ogłupiać i ośmieszać. Przespała 50 lat. Obudził ją dopiero zatęchły pocałunek PiS-u. Lepiej późno niż wcale. Jednak trudno nadrobić pół wieku społecznych przemian w 7 lat. Polska rewolucja feministyczna jest – i chyba trochę o tym chciała powiedzieć Kaśka Nosowska w swojej niezbyt jasno sformułowanej wypowiedzi, za którą zakuwacie ją dziś w dyby – wciąż nieugruntowana, nie „wżyta” do środka. Jej zbiorowa energia w amoku rzuca się na różne pola walki, często w zaślepieniu zrównując z sobą nieporównywalne porządki.
Kiedy wczoraj w moich mediach społecznościowych napisałam, że apeluję o to, by przestać jeździć po Nosowskiej, ponieważ wytłumaczyła się ze swojej wypowiedzi, a stoi za nią jej twórczość i dorobek, natychmiast pojawiły się komentarze jak ten:
„Słowa Nosowkiej o feminatywach wprowadziły mnie najpierw w konsternację, potem mocno wkurzyły. Podobnie jak slowa Bralczyka o nich i nieco tylko mniej, jak slowa Peszka o artystkach „p***ach”. I to, jaki dorobek stoi za tą trójką, nie ma żadnego znaczenia. Jestem zdziwiona, ze padł on w Pani poprzednim poście w kontekście Nosowskiej. Przecież zawsze obalała go Pani w przypadkach dziadersów.
Owszem, można potraktować słowa Nosowskiej jako obsuwę. Ale argument o dorobku, który za nią stoi, jest słaby.” (pisownia oryginalna) Przeszły mnie ciary. Serio. JPRDL.
W książkach i felietonach pisałam o tym, że dorobek nie może być okolicznością łagodzącą np. dla Polańskiego, który odurzył i zgwałcił dziecko, albo dla Wajdy, który dziecko (mnie, lat 14) kazał odurzyć i wsadzić z drugim dzieckiem na golasa przed kamerę, żeby nakręcić scenę seksu. Pisałam też w tym kontekście o wielu o innych nadużywających władzy i pozycji hardcore’owych krzywdzicielach. Jakie to ma przełożenie na wypowiedź piosenkarki i poetki Nosowskiej? Jak to w ogóle można zrównywać?
Może mamy tu do czynienia z wypowiedzią dla niektórych rozczarowującą, może niefortunną, ale Katarzyna Nosowska nie jest przez nikogo oskarżona o spier***enie mu/jej życia.
Taki drobiazg. W swojej twórczości poetyckiej i prozatorskiej Nosowska pisze w pierwszej osobie (taka też była jej inkryminowana wypowiedź), o własnych doświadczeniach i jest w tym szczera, uczciwa i bez autocenzury. Tu oczywiście padają zarzuty o to, że w swojej książce pt. „A ja żem jej powiedziała…”, Kaśka Nosowska pisze z goryczą o innych kobietach, a nawet używa do tych opisów patriarchalnych klisz z cyklu „Jak suka nie da, to pies nie weźmie”.
W komentarzach stwierdzenia zestawiające książkę Nosowskiej z „Mein Kampf”! WTF? Naprawdę chcesz, polska rewolucjo feministyczna, zeżreć Nosowską? Dla mnie feminizm Kaśki Nosowskiej objawia się tym, że jest szczera na swój własny temat i na temat swojego życia. Często popapranego, jak każde ludzkie, kobiece, żywe życie. To jest ten dorobek, który za nią stoi.
Pięć zdań, zresztą szybko sprostowanych, wypowiedzianych w wywiadzie radiowym, tego nie przekreśli. Gdyby polska rewolucja feministyczna była mniej spóźniona, drażliwa, niepewna, to by zwyczajnie skomentowała: „Hej, Kaśka, ale wyjaśnij, bo coś mi się nie klei”.
Albo podniosłaby tylko brew.
Katarzyna Nosowska jest osobą szczerą. Pisze i mówi, co myśli. Jej komunikat jest komunikatem „Ja”. Świadectwem zmagań z życiem kobiety z naszego pokolenia. I to jest cholernie wartościowe poznawczo, a przy okazji artystycznie, ponieważ jest Nosowska jedną z najważniejszych twórczyń swojej generacji.
Polemizuj z nią, polska rewolucjo feministyczna, kłóć się, żryj nawet, ale jej nie pożeraj. Nie mamy w Polsce zbyt wielu takich poetek i pełnych poczucia humoru artystek jak Kaśka Nosowska. A teraz wyłączam komentarze. Niech się jatka dzieje poza zasięgiem mojego wzroku. Nie chce mi się denerwować, a zdania nie zmienię. Nie oznaczajcie mnie, bo i tak nie będę tego czytać.
Pozwalam sobie na to na mocy zbójeckiego prawa, które sobie sama nadaję po napisaniu kilkunastu książek o feminizmie i równości, po zainkasowaniu milionów hejtów, pomówień i bredni, które znoszę, także od kobiet, odkąd publicznie mówię o sobie: feministka. Czynię to konsekwentnie od ponad 30 lat i będę kontynuować, ale na własnych warunkach.