Bez tego nie da się bowiem wrócić do życia po krzywdzie. To prawda. Tylko dlaczego to takie trudne? Mój pomysł na odpowiedź jest taki, że po prostu nie da się jednocześnie lizać ran i odpuszczać winy tym, którzy i które je zadali i zadały. Przebaczenie jest królewskim, wielkodusznym gestem! Lizanie ran zaś odbywa się w ciemnej norze naszej psychiki i jest procesem, w którym musimy długo być sam na sam z naszą słabością i bólem. Nie ma wtedy mowy o żadnych królewskich, wielkodusznych gestach!
Najpierw wyliż rany. Wyzdrowiej. Niech to potrwa tyle, ile musi. Zadbaj o podstawowe potrzeby. Niech utworzy się piękna, mocna blizna. Nabierz sił. Pozwól się sobie odrodzić.
Wtedy będziesz mieć siłę, by wyjść na świat, wdrapać się na skałę i ryknąć królewskim głosem: „Wybaczam Wam! Nie macie już w moim życiu żadnego znaczenia!”. Na wszystko jest czas. Om Shanti! U mnie poranek. Idę!