Obwinianie, „slut shaming” (zawstydzanie dziwki), wyśmiewanie kobiet, które mają czelność mieć silną osobowość i być kimś, za kim warto podążyć, o „rozbijanie rodziny” to klasyka patriarchalnej „policji myśli”. Jeden z tych chwytów, który żelaznymi kleszczami trzyma kobiety w bezwładności, nijakości i dostosowaniu, za które płacą rezygnacją w własnej mocy. To, z czego się śmiejemy, kształtuje kulturę i modeluje zachowania. Dlatego humor to także poważna sprawa.
Ten „przezabawny” mem to część kultury, w której cokolwiek trudnego się dzieje – zawsze winna jest kobieta.
Każda z nas to zna z własnego życia. I płaci za to, całkiem na poważnie, większą lub mniejszą cenę. Ciekawe, dlaczego w mojej progresywnej, feministycznej bańce jakoś nie widzę wpisów, w których kobiety pisałyby: „Meghan, trzymam kciuki, dacie radę!”. Może dlatego, że w głębi duszy tak niewiele kobiet trzyma kciuki za siebie same? Wiecie, kiedy w terapii zabierałam się za najmroczniejsze tematy mojego życia, zawsze zaczynało się od żartów i śmichów-chichów.
Dziękuję za uwagę. Om Shanti.