JOGA
BLOG
12.03.2018
O sercu i jodze
Ego bardzo się boi tych chwil trzeźwości, kiedy łapiemy kontakt z faktem, że nie musimy ani mieć racji, ani drogich rzeczy, ani super wyglądu, żeby czuć się ok. Ok, bo tak. Jak czytamy w Dezyderacie: ”Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj!”.
Sercem jogini często nazywają tę część nas, która jest ponad nasze małe, codzienne sprawy. Można to także nazwać duszą. Mamy więc ego – rezydujące w głowie, uwarunkowane, wiecznie nienażarte, ciągle chcące czegoś innego, a ponad wszystko stawiające nam nieustannie warunek: "Kiedy zdarzy się to i to albo będziesz mieć to i to – wówczas wreszcie będziesz szczęśliwa!".
Słuchając ego gnamy więc od zamówienia do zamówienia, od chcenia do chcenia, wchodzimy w konflikty i jesteśmy nieustannie reaktywne na to, co się dzieje na zewnątrz nas. A skoro tak, to często czujemy frustrację i złość. To wyzwala reakcje w ciele – nadnercza zaczynają produkować hormony stresu. Aby sobie ulżyć szukamy więc przyjemności, które z kolei wpływają na system nagrody w mózgu. Jest chwilowa ulga. Uff. Na krótko, bo – jak każdy "shot" – po jakimś czasie zastrzyk z endorfin przestaje działać. Wtedy ego „leci” po coś nowego, ale po drodze są trudności, więc się denerwujemy, i tak w kółko, do upojenia. A właściwie – do czasu, aż zaczynamy chorować. Byciem "w sercu" joga nazywa nawiązywanie kontaktu z tą częścią nas, która nie jest podatna na ciągłą stymulację.
Z tą częścią, której do szczęścia wystarczy sam fakt istnienia. Cisza, bliskość drugiego człowieka bez oceniania go, porównywania się i chcenia czegoś od tej osoby (to są rozrywki ego), kontakt z przyrodą, spokój. Ego bardzo boi się tych chwil trzeźwości, kiedy łapiemy kontakt z faktem, że nie musimy ani mieć racji, ani drogich rzeczy, ani super wyglądu, żeby czuć się ok. Ok, bo tak. Jak czytamy w Dezyderacie: ”Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj!”.
Jak to się robi? Po pierwsze, można zacząć obserwować swoje myśli, ten kołowrót rozważań, stawiając się w roli świadka. Nie z pozycji kartezjańskiego "Myślę, więc jestem" a z pozycji "Jestem świadkiem tego, co nieustannie produkuje mój umysł, ale nie jestem moimi myślami". To już jest wstęp do medytacji. A medytacja to nic innego jak świadome nawiązywanie kontaktu ze swoją wewnętrzną ciszą. Joga, według definicji Patańdźialego, jest "ustaniem fluktuacji umysłu". Ego jest jedną z tych fluktuacji. Serce kocha ciszę. Kocha spokój. Kocha bezwarunkowo.
W sercu można powziąć decyzję o szczęściu jako postawie wobec życia, nawet w sytuacjach bardzo trudnych. Ego oczywiście będzie walczyć i wracać do stawiania warunków. Ale kiedy uświadomimy sobie, że jesteśmy czymś znacznie więcej i stać nas na więcej niż nasze egotyczne gierki, ta walka staje się z góry przegrana.