Są tak cudne i pocieszne, że często dzielę się obrazkami z naszego wspólnego życia w małym domku na wyspie. Pokazuję też zwierzaki, które nie są moje, ale nas odwiedzają. Niektóre tylko towarzysko, inne – aby coś zjeść.
Mnóstwo osób śledzi ten mój kreteński serial z przyjemnością, o czym czytam w komentarzach. Czasem wrzucam też coś o tym, co tu gotuję albo o miejscach, które odwiedziłam.
I zawsze – obok normalnych komentarzy od ludzi, którzy dzielą się w zamian czymś swoim albo po prostu reakcją – pojawia się coś, co jest naprawdę niefajne. Zwłaszcza w relacjach między kobietami w Polsce. To cholerne „niech pani” oraz „ja bym”. W każdej sprawie. Niezależnie od komunikatu.
Przy czym nie mówimy o komunikatach typu: „POPROSZĘ O RADĘ”.
Pod moimi postami o zwierzakach znajdują się porady typu: „Niech pani ją wysterylizuje. Jak pani wyjedzie to pieski będą tęsknić, ja bym nie wyjeżdżała. Ten piesek jest za chudy, niech mu pani zmieni karmę. Ja bym tego pieska tak na zewnątrz nie zostawiała”.
Pod kulinariami totalne kurioza: „Niech pani tego ciasta nie wałkuje”, „Ja bym tego nie dodawała”.
Pod bardziej osobistymi wpisami to już dramat. Tabuny kobiet, nie znając mnie osobiście, wiedzą lepiej, jak powinnam żyć.
W relacjach między polskimi kobietami – tu, w mediach społecznościowych, w pracy, w życiu towarzyskim – panuje jakiś przymus, kompulsja, związana z niekończącym się udzielaniem porad i pouczeń.
To jest nieznośne! Pouczanie, mówienie „ja bym” i „niech pani” oraz doradzanie, kiedy się nie jest o to wyraźnie proszoną, zatruwa i blokuje relacje między ludźmi.
Myślę też, że jest toksyną uniemożliwiającą nam, kobietom, bycie naprawdę blisko ze sobą. W końcu jakie jest podskórne przesłanie tych niekończących się dobrych rad? „Ja wiem lepiej. Jestem lepsza. Bardziej kompetentna, mądrzejsza. Nie umiesz, nie wiesz, nie radzisz sobie, trzeba Cię pouczyć!”.
Niestety to niekończące się pouczanie i lepiej-wiedzenie dotyczy także spraw dramatycznych i bardzo bolesnych. Nie ma takiego tematu, na który wszystkowiedzące „ciocie dobre rady” taktownie by pomilczały. Nie liczy się, czy ktoś poczuje się zraniony, zapędzony w kozi róg, osaczony. Rada oraz pouczenie muszą zostać wygłoszone. Serio, kompulsja!
Wielu psychologów od dawna zwraca uwagę na to, że NIECHCIANE RADY są formą przemocy. Zamiast pytać „co zrobisz?”, mówicie „ja bym zrobiła”. Zamiast „czy można jakoś pomóc?” powiadacie „niech pani”.
A gdy ktoś, tak jak ja, ośmieli się zwrócić uwagę i przypomnieć, że dana treść nie jest prośbą o serię osądów i porad – następuje obraza. „Och, trochę dystansu! A co to można tu bić tylko pokłony? Opuszczam ten profil!”. Ciekawe. Wygląda na to, że wiele osób nie ma pojęcia, jak tu inaczej zareagować, zaistnieć, bez tego uporczywego poradnictwa. Wiele sądzi, że ich połajanki są tak naprawdę czymś miłym!
Ten przymus ma wiele wspólnego z wewnętrznym krytykiem, który non stop gada do nas z głębi naszej psychiki. Pouczasz mnie, ale to jest o Tobie.
O Twojej wewnętrznej „cioci dobrej radzie”, która nigdy Ci nie odpuszcza, zawsze się o coś przychrzani. Tak nas wychowywano – przez wieczne korygowanie, zawstydzanie, ruganie, karanie, wytykanie błędów. Ale przecież nie jesteśmy na to skazane!
Podczas moich jogicznych warsztatów zawsze zaczynamy pracę od ustalenia tego, co dla nas znaczy „bezpieczna przestrzeń”. I zawsze już w pierwszych chwilach padają słowa o tym, że jest to przestrzeń wolna od osądów, dobrych rad i pouczeń. Zgadzamy się także co do tego, że gdy ktoś poczuje się pouczany albo obdarowywany niechcianymi radami, może i powinien wyraźnie, stanowczo postawić temu granice. Bez końca potem zaśmiewamy się, gdy ta czy owa uczestniczka zaczyna „ja bym...” albo „powinnaś…” i… gryzie się w język. Łapie się na tym, że robi to odruchowo, sama nie wie właściwie dlaczego. I że tego szczerze nie znosi!
Na koniec okazuje się, że joga jogą, fajny wyjazd itd., ale najcenniejsze są niespodziewane przyjaźnie, które stały się możliwe właśnie dlatego, że udało się uciszyć w sobie „ciocię dobrą radę”!!! I nareszcie zobaczyć po partnersku inną/innego w innej/innym. Z innymi preferencjami, gustem, doświadczeniem, decyzjami, temperamentem. I pokochać.
Niedługo wrzucę zupełnie nową ofertę warsztatową, bazującą właśnie na idei bezpiecznej przestrzeni.
Om Shanti!