Powchodziłam na Wasze profile, macie po 20-30 lat, macie prawo nie pamiętać. Dwadzieścia lat temu, zanim internet stał się tak dostępny i pełen treści jak teraz, w czasach, gdy wypożyczało się jeszcze filmy na DVD, a niekiedy na VHS, dostałam się z konkursu do pracy w radiu. Miałam wtedy po mężu nazwisko „Radzińska”, bo zamarzyła mi się wolność od słuchania na każdym kroku, że wszystko, co sobą reprezentuję i co zdobyłam, zawdzięczam sławnemu ojcu. Potem się rozwiodłam i jednak wróciłam do „Młynarskiej”, gdyż pojęłam w międzyczasie, że jak ktoś ma złą wolę i nepotyzm we krwi, to nigdy mi nie odpuści, więc co ja się będę przejmować.
Wtedy, w radiu, które współzakładali wspaniali fachowcy i pasjonaci, którzy przyjechali ze Stanów i UK uczyć nas pracy w wolnych mediach po transformacji ustrojowej, zaczęłam „na gorąco” uczyć się dziennikarstwa. Jestem samoukiem. Nie będę tu wyjaśniać dlaczego, opisałam to w książce („Na błędach! Poradnik odradnik”). Są tacy ludzie na tym świecie. Jest ich mało, mają za sobą często dość dramatyczne losy i łączy ich to, że lepiej przyswajają wiedzę w samotności z książek i w praktyce, niż w szkole i na uczelniach. Ja się do nich zaliczam i nie mam kompleksu niedouka. W radiu, a potem w różnych innych redakcjach, uznano, że liczy się to, co umiem, a nie papier lub jego brak. I tak przez 20 lat wędrowałam przez media, początkowo jako prowadząca w radiu, potem reporterka, korespondentka zagraniczna, autorka wywiadów i felietonów, wreszcie producentka, wydawczyni i scenarzystka w TV oraz prowadząca programy.
Od 12 lat piszę też książki, które bywają bestsellerami. Jako „celebrytka” mam więc odrobinę więcej doświadczenia niż tworzenie instastories. Pięć lat temu odeszłam z TV. Nie dało się dłużej utrzymać zadowalającego poziomu programu, który prowadziłam.
Do każdego scenariusza wciskano nam jakieś nowe idiotyzmy, każdy odcinek był poprzedzony nerwami i poczuciem, że to zmierza w złą stronę. No i moje poglądy oraz zaangażowanie w temat praw kobiet zaczęły stanowić problem. Postanowiłam związać swój zawodowy los z moimi pasjami poza TV: jogą i podróżami. Rozpoczęłam nowy, bardzo satysfakcjonujący rozdział w życiu. Nadal piszę książki i felietony. To tak a propos bezrobotnej celebrytki.
Chcę Wam, kochane młode czytelniczki, tyko uświadomić, że mając 50 lat, z czego 33 lata przepracowałam przed kamerą (byłam dzieckiem pracującym w zawodzie aktorki), w tym 20 lat w tzw. wolnych mediach w Polsce, obserwowałam (jak wiele innych osób) ich dramatyczny „zjazd” na dno głupoty. A już treści, które są w nich kierowane do kobiet – do Was – z każdym rokiem coraz bardziej odpowiadają wyłącznie wyobrażeniom, jakie o kobietach żywią panowie prezesi w okolicach sześćdziesiątki. Dziadersi.
Wmawia się Wam, że najważniejszy jest wygląd, bycie sexy, odchudzanie, piękny ślub, wysprzątane mieszkanie i aspirowanie do posiadania torebki za 5 średnich krajowych oraz ust wielkości pontonu. Kobiece telewizje omijają szerokim łukiem tematykę związaną z równością, rynkiem pracy, prawami kobiet i ich łamaniem, pracą seksualną, przemocą wobec kobiet.
Nie pokazują żadnych lub prawie żadnych inspirujących intelektualnie wzorców kobiecych osobowości. Nie zadają żadnych ważnych pytań o Wasze kluczowe życiowe sprawy. Nie ma w nich także kobiet starych. Wcale. Pozbywają się każdej kobiety, która ma wyraziste poglądy i je wyraża, ponieważ panuje w nich terror reklamodawców, a ci nie życzą sobie, aby pani z TV miała zdanie na tematy budzące kontrowersje. Tak kiedyś nie było! Nie twierdzę, że TV była 10, 15 lat temu jakaś super ambitna i zadowalająco spełniała misję kulturotwórczą, ale jednak pojawiały się w niej silne, często wcale nie cukierkowe, kobiece osobowości. Poruszano ważne dla kobiet tematy. Wiem, co sama miałam w scenariuszach!
Już kończę. Dodam tylko, że feminizm nie polega na tym, że nie wolno skrytykować żadnego, choćby najbardziej szkodliwego zjawiska kulturowego, tylko dlatego, że współtworzy je kobieta. W TVP macie całą plejadę kobiet, które nienawidzą kobiet, szczują na mniejszości i kłamią jak z nut. Mamy tego nie widzieć, bo to kobiety? W mediach prywatnych plejada kobiet lansuje wzorce, które utrwalają stereotypy i robią kobietom krzywdę. Mamy się zamknąć, bo to kobiety? Albo dlatego, że ktoś nam zarzuci zawiść i wyzwie od starych, brzydkich bab? Wiecie, na czym polega wolność? Na tym, że wolno mi powiedzieć co myślę. I na tym, że wolno mi być starą babą w przestrzeni publicznej. Jeszcze. Dziękuję za uwagę, wybaczcie, że zajęłam Wam znów tyle czasu.