Ośmieszanie, umniejszanie, ataki „ad hormonam” (chyba masz okres / menopauzę / jesteś w ciąży / niedoruchana / dawno chłopa nie miała etc), slut shaming (puszczalska, dziwka, „lubi TE rzeczy”), sądy plotkarskie, wykluczanie i wreszcie naga przemoc. Jako osoba będąca w praktyce jogi chcę dziś zwrócić uwagę na jeszcze jeden ciekawy knebelek.
„Pani joginka, a tak się rzuca!”, „joginka nie powinna reagować, odpowiadać, angażować się!”.
Otóż joga nie jest kneblem. A praktyka jogi nie może służyć temu, żeby pod hasłem „jestem ponad” nie reagować na zło. Nie angażować się politycznie, nie protestować, nie zabierać głosu. Jogiczne, jak wszystko inne na tym świecie, jest polityczne. Każda i każdy z nas ma inną naturę i inną rolę do odegrania w społeczeństwie.
Praktyka jogi nie służy sprowadzaniu wszystkich do jednego wzorca. Wręcz przeciwnie: jest ścieżką ku pełnej indywiduacji, a potem ku wyzwoleniu z uwikłania w dramaty kreowane nieustannie przez umysł. Joga nie jest jeszcze jednym narzędziem społecznej kontroli. Na marginesie dodam, że wszyscy ci toksyczni guru, którzy wykorzystywali swoją władzę do nadużyć wobec swoich wyznawców, właśnie na tym jechali: „Jesteś joginką/joginem, a mi się stawiasz? Masz problem z ego!”.
Joga jest wędrówką do źródła, która ostatecznie odbywa się zawsze solo, na własne ryzyko. Adi Shakti!