Ja tego już po raz kolejny nie będę wyjaśniać w całej zawiłości, bo są tysiące tekstów do przeczytania. Patriarchat to nie są mężczyźni. Tak jak feminizm nie jest o niechęci do mężczyzn. Patriarchat to bardzo stary, kompletnie przestarzały, niesprawiedliwy i zakłamany system, w jakim żyjemy od kilku tysięcy lat.
To narracje, w których siebie opisujemy i pozycjonujemy od niezliczonych pokoleń. Oddychamy tym. Mamy go w sobie jako konstrukt uwewnętrzniony, dlatego nawet go nie zauważamy. Do czasu.
Dopóki kobiety nie zaczną edukować się na temat tego, na czym polega patriarchalna przemoc (także ta, którą same sobie zadajemy), ta dyskusja będzie tylko bezowocnym toczeniem piany.
Chcecie zmian? Naprawdę? To zacznijcie czytać o historii kobiet, o historii religii, o tym, co na temat kobiet pisali na przestrzeni wieków wielcy greccy filozofowie (rączki Wam opadną, uprzedzam), ojcowie kościoła i inni wielcy przemocowi mężowie stanu i czego tam jeszcze. Zacznijcie czytać o tym, jakim kosztem pierwsze emancypantki wywalczyły nam prawa polityczne, prawo do reprezentacji, edukacji, samostanowienia. A w konsekwencji – do antykoncepcji i aborcji.
Poczytajcie o tym, czym się zajmują różne nurty feminizmu. Włóżcie intelektualny wysiłek. Jest praca do wykonania. Po drodze wiele z Was wyleczy się z gadania: „ale ja to nie jestem jakąś feministką”. A demonstracje i protesty przestaną pełnić funkcję edukacyjną i zaczną wreszcie przynosić skutki. Jest 2021 rok. Pora się obudzić i przepracować patriarchat w sobie. Bez wiedzy i autorefleksji tego się nie zrobi. Tak to widzę. Ja, wiecznie wyśmiewana, że bez matury mogłam się wyedukować, to i Wy możecie.
Wiecie, dlaczego feministycznym aktywistkom „się chce” – mimo hejtu i zmęczenia tematem? Bo mają wiedzę. I ta wiedza, kiedy się ją raz posiądzie, tak wkurwia, tak burzy spokój, że nie można nie walczyć. Dla siebie i dla przyszłych pokoleń. Dobrej nocy i ciekawych lektur!