Wcale nie tak dawno, pewnie z dekadę temu, to lewica (SLD z przyległościami) mocno rozważała ten temat. Próbowano mnie wtedy „pozyskać” jako sojuszniczkę tego pomysłu (to się często zdarza i nigdy się nie udaje, bo jestem sama sobie biurem politycznym).
Zadzwonił do mnie przymilnym głosem jeden profesor, dziaders w stanie czystym i seksista przekonany, że jest feministą, który męsplikował mi, dlaczego powinnam pchać pomysł z referendum za pomocą moich zasięgów i podpisać jakiś list czy apel publiczny w tej sprawie. Wyjaśniłam mu (nieco zażenowana, że muszę to w ogóle czynić), że decyzje o dostępności i wyborze procedur medycznych nie mogą zależeć od emocji i przemyśleń pani Jadzi i pana Zbyszka.
Miejscem, w którym się je powinno omawiać, jest gabinet lekarski, gdzie pacjentce przedstawia się wszystkie dostępne opcje i pomaga podjąć samodzielną decyzję.
Szymonie Hołownio! Rozumiem, że jako katolik jesteś tu w trudnym położeniu i nie ma dla Ciebie dobrego wyjścia. Argumentami za referendum nie zagłuszysz tego dysonansu. Co byś nie zrobił, w Twojej sytuacji wyjdzie krzywo. Mam dla Ciebie serio życzliwą propozycję:
zorganizuj naprawdę szerokie konsultacje wśród kobiet. Niech kobiety wypracują propozycję.
Wysłuchaj kobiet zamiast wysuwać projekt z referendum, który przyniesie tylko jeszcze większą polaryzację dyskusji. A tak w ogóle, to mam dziś jedno marzenie. Żebyście się, panowie, nareszcie taktownie zamknęli w tej sprawie. To nie jest Wasze doświadczenie, to nie Wasze ciała, zdrowie, strach, cena biologiczna do zapłacenia. Gówno wiecie o sprawach, w których rozsądzacie i to jest już nie do zniesienia po prostu. Jeszcze raz powtórzę: gabinet lekarski, lekarz kierujący się wiedzą medyczną, a nie teologią, decyzja pacjentki.
Grafika @dorotajanicka_illustration #anijednejwięcej