Jeżeli jesteś jedną z tych osób, które z jakichś powodów są zmęczone, zdołowane czy podminowane na samą myśl o świętach, a nie masz jak się wymiksować, to może to, co napiszę, trochę Cię wesprze. Da narzędzie, aby się troszkę mniej boleśnie przeprawić przez ten czas, kiedy przy dźwiękach namolnych dzwoneczków wzmagają się wszystkie możliwe objawy niezdrowych relacji między ludźmi, a dekoracje i światełka inspirują małych rodzinnych toksycznych Szekspirów i Zapolskie do podkręcania kolejnych aktów dramatu.
W praktyce jogi uczymy się obserwować siebie i swoje reakcje z pozycji widza. Kiedy więc zasiadasz na swoim miejscu przy stole czy na kanapie, zawsze możesz włączyć ten tryb. Tryb widza.
Wtedy możesz skupić się na tym, co czujesz oglądając spektakl. Może się zdenerwujesz, może wynudzisz.
Dokładnie to robimy obserwując swój umysł ucząc się medytacji.
Oddychaj. Ciągle wracaj do swojego oddechu. A jeśli to możliwe, kiedy tylko nadarzy się okazja posiedzenia sobie w samotności albo pójścia na spacer, zrób to. I znowu – obserwuj teatr w swojej głowie i oddychaj głęboko.
Wzdychaj, wydymaj brzuch biorąc oddech i powoli wypuszczaj powietrze. Na zewnątrz nie zmieni się nic. W Tobie – bardzo wiele, ponieważ oddech reguluje Twój układ nerwowy.
Nie kłóć się. Nie wdawaj w jałowe dyskusje, nie przekonuj aktorów i aktorek świątecznego dramatu do swoich praw, spraw, diety itp. Oni mają swoje kwestie do wygłoszenia, a Ty jesteś widzem. Nie wdzieraj się na scenę, jeśli nie chcesz, żeby się z tego nakręciła gruba afera.
Nie pij alkoholu. Nie przesadź z jedzeniem, zwłaszcza z białkiem i z cukrem (także pod postacią pieczywa).
Kiedy zaobserwujesz w sobie tryb użalania się nad sobą i strugania przed sobą ofiary – nie idź w to. Nawet jeśli masz ważne powody, by tak się czuć, to nie jest dobry moment, żeby to rozjątrzać. Oddychaj, wiosłuj, już widać drugi brzeg.
Święta – rzecz umowna.
Jesteś czymś więcej niż się wydaje. Poradzisz sobie.