FELIETONY
JOGA
BLOG
08.01.2023
Czego nie ma w duchowym supermarkecie, czyli tantra to nie seks, a joga nie gimnastyka. cz.2
Ucieszyło mnie, że mój wczorajszy wpis o tym, że TANTRA TO NIE SEKS, spotkał się z żywym odzewem i zyskał naprawdę duże zasięgi, jak na tak znoszony temat. I od razu mnie zmartwiło, że był on udostępniany z dopiskami brzmiącymi: „Dogłębne wyjaśnienie, czym jest Tantra” albo „Obszerne wyjaśnienie, czym Tantra nie jest”.
Opublikowałam zaledwie kilkanaście zdań sprostowania na temat systemów filozoficznych i idących za nimi praktyk, które rozwijają się w Azji (głownie Indie, Tybet, Nepal), ale i na Zachodzie, od 1500 lat. Moja wiedza na temat tantry jest bardzo ograniczona. Mój wpis nie jest, w żadnym wypadku, dogłębny. Uczę się, praktykuję i będę to robić, dopóki działają mi zwoje mózgowe, ponieważ zarówno adwaita wedanta (wyguglasz te słowa?), jak i tantry udzielają mi satysfakcjonujących odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie sobie zadaję w ciszy.
Jednak, uwierzcie mi, umrę głupia.
To jest tak potężna, bogata i rozległa wiedza, że ktoś, kto się nią zajął, jak ja, około czterdziestki, nie zdąży jej za jednego życia ogarnąć. Na szczęście jest i praktyka, a ta jest pozaintelektualna i daje takie wspaniałe chwile spokojnej, stabilnej jasności. Słowo tantra, podobnie jak joga i wiele innych z tego obszaru kulturowego, jest notorycznie okradane ze swojego znaczenia, przerabiane na logo i używane do handlowania w rozwojowym, duchowym supermarkecie.
Swoje regały wystawiają tam osoby, które ani o jodze, ani o tantrach nie mają pojęcia. Ich motywacje bywają bardzo różne. Jednym za gratyfikację wystarcza kasa, inni/inne szukają także podziwu, uwielbienia, władzy i kontroli. A ponieważ na naszej standardowej europejskiej ścieżce edukacyjnej nie uczy się nas w ogóle historii religii i duchowości ani wielokulturowości i ze szkoły wychodzimy na ogół z absolutnie zerową wiedzą o tym, w co wierzą, na podstawie jakich pism i co z tego wynika, inni mieszkańcy i mieszkanki planety Ziemia, to i nie jesteśmy w stanie zauważyć przysłowiowego słonia w pokoju.
Gdybyśmy bowiem mieli w programie szkolnym choćby podstawy religioznawstwa, to takie słowa jak joga czy tantra byłyby dla nas zrozumiałe w swoim podstawowym, słownikowym znaczeniu.
I żadna samozwańcza „mistrzyni duchowa”, ani przebudzony wczoraj rano „mistrz”, ani instruktorka w klubie fitness, ani ksiądz na parafii, nie mogliby nam wciskać swojej obskuranckiej definicji tych słów. Te słowa niosą konkretną, zdefiniowaną i będącą obiektem poważnych studiów, treść.
Wczoraj, pod moim wpisem, jedna z komentujących osób zapytała: „Cenię twoje nauki o jodze, ale skąd ja mam wiedzieć, że to nie moja instruktorka od jogi ma rację, a ty? Ona twierdzi, że ona ma rację, a dla mnie chodzenie na jogę nie jest przeżyciem duchowym.”. Jak na to w ogóle odpowiedzieć? Przecież to nie są „moje nauki o jodze”. To JEST nauka o jodze. Wystarczy wyszukiwarka! Internautka się połapała, że trochę głupio wyszło i skasowała wpis. Jednak cytuję, ponieważ to się zdarza bardzo często. Ile razy nawet osoby nauczające „jogi” wykłócają się o to, że „one inaczej jogę odbierają”. Mój Nauczyciel, czy jak kto woli Guru, w takich razach uśmiecha się tylko z przymkniętymi oczami i powiada: „I’m not interested”. Ja ciągle się rzucam w nadziei, że coś komuś wyjaśnię. Zachodni system edukacji jest tak wsobny, że pozwala sobie kompletnie pomijać przekazanie podstawowych informacji o tym, w co wierzą i co praktykują miliardy ludzi na świecie!
Przypomnę łagodnie, że w samych Indiach mieszka 1,4 miliarda ludzi, którzy mówią w kilkudziesięciu językach! A gdzie reszta Azji? Tych ludzi i ich kultury kształtują prastare systemy filozoficzne, o których przeciętna osoba w Europie nie wie nic albo prawie nic. Tymczasem od lat 60. ubiegłego wieku rośnie, i niestety ukorzenia się, gigantyczny biznes bazujący na wschodniej, głownie wedyjskiej i buddyjskiej, symbolice, estetyce, muzyce i oczywiście wybranej myśli.
W każdym sklepie z badziewiem kupisz dziś Buddów, jantry i kadzidła. Mantry – sakralne inwokacje do bóstw, reprezentujących różne aspekty absolutu, lecą w salonach SPA i w hotelowych windach.
Wczorajsza akwizytorka mydła i powidła, po weekendowym szkoleniu i zakupach w indiaszopie wciska ludziom „uzdrowienie karmy pokoleniowej w weekend” i „Tantrę dla par”. A ludzie kupują. Skąd mają wiedzieć, że to kit? Nie każdy studiował filozofię, religioznawstwo albo antropologię. Gdyby studiował albo gdyby było to, chociaż w zarysie, w programach szkolnych, to by wiedział, że to, co się odbywa na straganach rozwojowego, duchowego supermarketu, oprócz oszustwa ma jeszcze jedną nazwę, która brzmi „przywłaszczenie kulturowe”. Czyli (skrót totalny, więc zachęcam do poczytania o zjawisku) zagarnięcie elementów innej kultury (która w dodatku była obiektem kolonialnego wyzysku ze strony białego człowieka) i używanie jej „po swojemu”, np. dla zarobku. Hucpa level master.
Jak już wspomniałam, moja wiedza w zakresie szkół filozoficznych subkontynentu indyjskiego jest bardzo ograniczona. Są w Polsce osoby, które biją mnie kompetencją na tysiąc łbów. Znajdziecie je na wydziałach hinduistyki, orientalistki, antropologii i religioznawstwa polskich uczelni, znajdziecie w blogosferze – szukajcie. Ale niesprawiedliwy świat sprawił, że to ja mam zasięgi. Taka karma, takie rozdanie. W dużym stopniu niezasłużone. Wobec tego pozwalam sobie o tym pisać, przestrzegać i informować.
Już kończę.
Pod moim poprzednim wpisem o tantrze, jedna z osób napisała, że dziękuje za przestrogę i prosi o kontakt do kogoś, kto jednak kompetentnie prowadzi warsztaty tantrycznych technik seksualnych. Pozwalam sobie zamieścić to, co napisałam w odpowiedzi, ponieważ wydaje mi się to kluczowe w całej sprawie.
Oto wspomniana odpowiedź:
„Tak naprawdę trzeba najpierw na ten temat poczytać, posłuchać wykładów, potem znaleźć dobrą szkołę jogi i zbudować praktykę własną, zrozumieć swój potencjał, rozpoznać temperament, typ osobowości, wzmocnić się mentalnie i fizycznie. Potem stopniowo zacząć się rozglądać za kimś, kto mógłby być przewodnikiem/przewodniczką ku seksualnym praktykom tantrycznym. To, co się dzieje pod hasłem „tantra” na zachodzie, co się ludziom wmawia i sprzedaje, jest jednym wielkim oszustwem. Nie ma mowy o „seksie tantrycznym” bez jogi fizycznej (asan), bez opanowania energii w ciele, bez znajomości i praktyki pranajamy, bez ugruntowanej praktyki medytacyjnej. To się buduje latami. Oczywiście istnieją zaczerpnięte z pewnych szkół tantrycznych (tzw. lewej ręki, czyli nie ortodoksyjnych, często społecznie nieakceptowanych) „techniki” dotyczące zbliżenia seksualnego, a przede wszystkim świadomości własnego ciała i jego subtelnych reakcji. Ale bez reszty kontekstu to są czyste technikalia. Bo najważniejszy jest stan świadomości. Może Pani poczytać sobie o tantrycznych technikach seksualnych, a nawet posłuchać wykładów, jakie zamieszczają np. na YT wydziały orientalistyki wielu światowych uniwersytetów, są o tym świetne podcasty (niestety głównie po angielsku) prowadzone przez bardzo kompetentne osoby. Pewne elementy można stosować w od ręki: traktowanie seksu jako czegoś „świętego”, wspólna medytacja, wspólne głębokie oddychanie i patrzenie w oczy bez mówienia, wydłużanie czasu w bliskości bez przechodzenia do stosunku, masaże, pieszczoty, w przypadku mężczyzn nauczenie się przeżywania orgazmu bez wytrysku. Ale nadal nie jest to żadna Tantra. Oczywiście polecam Kamasutrę.”
Przykro mi, ale jeżeli chodzi o ścieżkę ku rozpoznaniu swojej prawdziwej natury i oświeceniu, nie ma drogi na skróty. No, chyba że jesteś Sri Ramaną (poguglać :)) i ci się przydarzy oświecenie spontaniczne. Jeśli chodzi o tantrę, nie ma mowy o poważnie traktowanej praktyce bez inicjacji przez kompetentną osobę – mistrzynię/mistrza. Uprzedzam pytania: tak, ogromnie trudno kogoś takiego znaleźć! Trzeba się natrudzić, pobłądzić i swoje po drodze utracić. W pierwszej kolejności złudzenie, że rozwój duchowy to coś, co nie wymaga wysiłku. Na tym polega różnica między ofertą w supermarkecie a prawdziwym rozwojem duchowym. W supermarkecie jesteś roszczeniowym klientem/klientką. Na ścieżce rozwoju jesteś utrudzonym wędrowcem/wędrowczynią.
Jeżeli szukasz rozwoju duchowego, wiedzy, rozpoznania swojej prawdziwej natury i oświecenia to wiedz, że TEGO W DUCHOWYM SUPERMARKECIE NIE SPRZEDAJĄ.
Czujesz się zrażony/zrażona? To super. Jeśli mimo to nadal będziesz szukać, znajdziesz!
Dziękuję, jeśli dotrwałaś/dotrwałeś do końca tego wpisu.
Adi Shakti!