Bardzo trudno mi zrozumieć, dlaczego polskie kobiety mają taki problem ze słowem na F. To feministki bowiem, a wcześniej sufrażystki, wywalczyły dla nas prawo głosu, prawo zdobywania wykształcenia, posiadania własnych pieniędzy, samostanowienia, rozwodu na nasze żądanie, zachowania opieki nad dziećmi po rozwodzie, a także wyroki dla sprawców za gwałty i przemoc domową (poczytajcie, kochane „niefeministki”, w Google’u o tym, jak wyglądało prawodawstwo dotyczące gwałtów zanim zabrały się za to feministki, którymi tak bardzo nie chcecie być – przeżyjecie szok!). T
o feministki doprowadziły do tego, że antykoncepcja jest, przynajmniej w większości krajów, legalna i dostępna. To one zawalczyły o to, by aborcja nie odbywała się już pokątnie z narażeniem zdrowia i życia kobiety.
Tu mała uwaga, ode mnie: sorry, siostry z klubu „niejestemżadnąfeministkąale” – to Wasze stanie murem przy patriarchalnej władzy, przy silniejszym (co zawsze jest bardzo wygodne, nieprawdaż?) przyczyniło się do tego, że dziś w Polsce musimy walczyć o prawo do decydowania o tym, czy mamy donosić ciążę ciężko uszkodzoną, a za chwilę tę z gwałtu. O tym, że w Polsce brniemy w katolicki autorytaryzm, FEMINISTKI alarmowały od 30 lat! To feministki pchają dla nas przed trybunały tematy takie, jak mobbing, molestowanie w miejscu pracy, nierówności płacowe i emerytalne czy prawo do godnego porodu w znieczuleniu. To one nękają zidiociałe media, żeby przestały lansować chory i nierealistyczny obraz kobiety, który powoduje zaburzenia i depresje. Tak od serca powiem, Baby kochane. Nie pojmuję, jak można być kobietą i zarazem nie czuć się feministką. Dla mnie to jakaś dysfunkcja inteligencji albo instynktu samozachowawczego.
Powiem więcej, facet nie-feminista to dla mnie również kuriozum. Jak można w dzisiejszych czasach domagać się potrzymania systemowej niesprawiedliwości i cieszyć z własnego przywileju kosztem innych, a jednocześnie ględzić o miłości i szacunku do tychże?
To przecież jakiś absurd! Feminizm nie jest i nigdy nie był o nienawiści kobiet do mężczyzn ani o walce z nimi. Jest i zawsze był o równości i równowadze, której brak doprowadził świat do niekończących się konfliktów zbrojnych, potwornych nierówności w dystrybucji dóbr, wymierania gatunków, katastrofy klimatycznej i całego szeregu innych tragedii. Kiedy słyszę „Ja tam nie jestem żadną feministką, ale...” i tu pada cała lista jak najbardziej feministycznych postulatów, to myślę sobie: dziewczyno, kto Ci tak wyprał mózg, że za wszelką cenę odżegnujesz się od tych, które stoją przy Tobie? O co tu chodzi? O nazwę? Że jakieś typki ponure zakwalifikują Cię do tych złych, nie sexy, brzydkich feministek? Boisz się, że Cię znielubią? Wyśmieją? Zastanów się, kochana, kto tu naprawdę stoi po Twojej stronie.