FELIETONY
JOGA
BLOG
13.09.2019
Felieton: Jogini czy idiotini?
Kiedy człowiek jest w terapii albo w jakiejś w miarę ustabilizowanej praktyce duchowej, albo (najlepiej) w obu na raz, jednym z największych wyzwań są reakcje otoczenia na zachodzące w nas zmiany. Przychodzi bowiem taki moment, w którym przestajemy już pilnować dyskrecji tego procesu, opuszczamy „jaskinię”, porzucając w niej starą, zbyt ciasną wylinkę, i wypełzamy na światło dnia.
Wtedy się zaczyna! Jeszcze człowiek nie „obeschnie”, nie okrzepnie, a już musi sobie hodować nową skórę wężową. I to dużo grubszą i odporniejszą od poprzedniej! Bo ludzie, którzy sami niewiele robią, by wyjść ze swoich kłopotów, którzy trzymają się swoich schematów, często fatalnie znoszą ewolucję bliźnich. Ośmieszanie pracy terapeutycznej i duchowej, szydera, próby wciągania w dynamikę starych konfliktów, prowokowanie spięć, oczernianie za plecami, a nawet stwierdzanie choroby psychicznej tam, gdzie właśnie pojawiło się zdrowie, to absolutna klasyka gatunku. Coś, z czym każda pracująca nad sobą i ewoluująca osoba musi się zmierzyć.
Tracimy wtedy „przyjaciół” i weryfikują się nasze kontakty rodzinne. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak stawiamy nowe granice, zaczynamy używać słowa „nie”, no i przede wszystkim przestajemy różne rzeczy udawać, a to burzy przewidywalny, „bezpieczny” porządek zapisany w scenariuszu, według którego sprawy toczyły się do tej pory.
To nie jest miłe, łatwe ani przyjemne. Znam to z własnego doświadczenia, które wcale nie należy do przeszłości.
Dziś chcę napisać o jednej z technik podgryzania, z którą bardzo często stykam się tu, na Facebooku, ale też w realu. Oto, gdy mocno i stanowczo się czemuś sprzeciwię, wyrażę zdecydowany pogląd, który nie wszystkim jest w smak albo zwrócę uwagę na czyjś napastliwy, złośliwy, podszyty agresją styl wypowiedzi, natychmiast jestem atakowana pytaniem: „A gdzie twój jogiczny spokój?”. Czasem zamiast „jogiczny” pada słowo „buddyjski” (nie jestem buddystką) albo „niebiański”. Generalnie chodzi o to, że po mnie można sobie pojeździć, ale mnie nie wolno adekwatnie odpowiedzieć, bo przecież medytacje, kadzidełka, asany i spółka. No gdzie ten Twój spokój, Młynarska?
I tu dochodzę do clou, czyli pointy: psychoterapia oraz praktyka duchowa – joga, czy też inna forma holistycznej pracy nad sobą NIE MAJĄ NA CELU UCZYNIĆ Z CZŁOWIEKA POTULNEGO IDIOTY. Wewnętrzny spokój, uważne życie i skupienie nie polegają na tym, że Ty mnie walisz patelnią po łbie, a ja siedzę cicho i głupawo się uśmiecham.
Jeśli pracujesz nad sobą i zaczynasz widzieć efekty, otoczenie będzie Cię sprawdzać. Czasem bardzo boleśnie, niekiedy podstępnie. Warto o tym pamiętać i nie dawać się zapędzać w kozi róg.
Powodzenia, wiedźmuchy!