To kościół i jego struktury, z całą przestępczą machiną hipokryzji i unieszczęśliwiania ludzi, krycia pedofilów, obracania nieopodatkowaną gotówką na wielką skalę, napuszczania skołowanych wiernych na własne dzieci oraz pogardy do kobiet,od dekad domagał się ostatecznej ofiary od nich. Mają rodzić. I mają nie wiedzieć, jak się przed niechcianą ciążą zabezpieczyć.
Jednak brutalna prawda jest taka, że nawet gdyby, jakimś cudem, wygrała w Polsce formacja polityczna, która umiałaby ograniczyć wpływ kościoła na prawodawstwo, to nic nie da, jeżeli nie zajdzie w nas, polskich kobietach zmiana wewnętrzna.
Piszę o kobietach, ponieważ jestem jedną z nich. Proszę darujcie mi połajanki na ten temat w komentarzach. O facetach będzie innym razem.
Wiem, jaką drogę musiałam przebyć, aby pokonać w sobie stare wzorce. Wpojone mi od poczęcia, zapisane w moim kobiecym DNA poczucie wstydu, niższości, winy, bycia „nie w porządku”. Utajoną, często maskowaną wyższością, pogardę do samej siebie i do innych kobiet, podejrzliwość wobec własnej seksualności, a także służalczość i lękliwość wobec męskiej hierarchii. Oraz wynikające z tych ponurych kompleksów „pilnowanie” innych kobiet, czyli wpieprzanie się ze swoim „pouczeniem moralnym”w ich prywatne wybory, ocenianie ich, szukanie w nich winy, gdy skarżyły się na niesprawiedliwość, mówienie „ja bym” i wiedzenie lepiej, co w danej sytuacji należałoby zrobić. I jeszcze tę lepką satysfakcję, gdy okazywało się, że facet wybrał, pochwalił, skomplementował właśnie mnie! A nie ją!
Dochodziło do tego nagminne recenzowanie ciała i życia innych kobiet, ogłaszanie wyroków sądu plotkarskiego, zaśmiewanie się z seksistowskich dowcipów, ale też dręczenie swojego ciała, by zechciało wbić się w „normę” proponowaną przez zarządzane męską ręką media.
Cały opasły tom mogłabym zapełnić opisami tego, jak bardzo byłam pokręcona, zanim nie zaczął się sypać ten pancerz hipokryzji, w który wbiła mnie kultura, w jakiej wyrosłam.
Aby się wyprostować, stanąć w prawdzie i zająć kochającą, współczującą, rozumiejącą postawę wobec samej siebie i własnej płci, musiałam wykonać ogrom pracy; bezlitośnie zakwestionować swój sposób myślenia i postępowania. To oczywiście bardzo długo trwało i bolało. Powiem więcej: to trwa i boli w dalszym ciągu, gdyż treści psychicznych odziedziczonych po wielu pokoleniach przodkiń nie odmieni się na przestrzeni jednego życia. Moja córka i kolejne pokolenia będą jednak miały inny punkt startu.
Wiecie już do czego zmierzam? Ano do tego, że to co się stało w polskim TK, a co będzie miało potworne skutki w życiu niezliczonej liczby kobiet, nie zdarzyło się w próżni.
Już to pisałam wczoraj, ale chętnie powtórzę: zrobili to, bo mogli. Bo mają oczy i uszy. Doskonale wiedzą, że Polki nie potrafią solidarnie jednoznacznie i jednym głosem powiedzieć, że nie życzą sobie, aby państwo wpier… się w prywatne decyzje kobiet dotyczące ich życia. Nie potrafią, ponieważ same UWIELBIAJĄ TO ROBIĆ i nie chcą z tego zrezygnować.
Odpuszczenie kontroli, rezygnacja z pilnowania innych kobiet jest dla wielu z nas czymś nie do pomyślenia.
No bo jak to?
A KTO UPILNUJE MNIE?
I tu jest suka pogrzebana.
Cała patriarchalna kultura została ufundowana na zasadzie pilnowania, kontrolowania, regulowania i karania grup uznanych za „słabsze”. My, kobiety, jesteśmy największą z nich. Trwa to już tyle pokoleń, że wielu z nas nigdy nie przyjdzie do głowy ten stan rzeczy zakwestionować.
Chcę Cię jednak namówić na to, abyś to uczyniła. To może być przygoda życia i ścieżka, aby odzyskać swoje życie.
KOBIET NIE TRZEBA PILNOWAĆ.
ANI CIEBIE NIE TRZEBA PILNOWAĆ.
Zwolnij się z tego obowiązku, a poczujesz wielką ulgę! Mówię z doświadczenia.
Zamiast powtarzać pod jakimi to warunkami wolno innej kobiecie różne rzeczy, np. nie zdecydować się na kontynuację własnej ciąży, zamiast wygłaszać pouczenia i pławić w żenującym (umówmy się) poczuciu moralnej czy jakiekolwiek innej, wyższości wobec innych kobiet, możesz przekierować swoją uwagę na znacznie ciekawsze tory i zadać kilka podstawowych pytań. To stare pytania, jednak, jak widać, w kraju nad Wisłą nieustannie jare.
Oto one.
Gdzie jest oparta na nauce edukacja na temat odpowiedzialnego życia seksualnego i metod zapobiegania niechcianej ciąży?
Gdzie jest dostęp do taniej, nowoczesnej antykoncepcji dla każdej kobiety?
Gdzie jest edukacja antyprzemocowa dla chłopców i mężczyzn?
Gdzie są bezwzględne wyroki za gwałt, także ten w rodzinie?
Gdzie jest nowoczesny system opieki nad ofiarami przemocy seksualnej, także tej w rodzinie?
Gdzie jest nowoczesne, skuteczne wsparcie dla samotnych matek i matek młodocianych?
Gdzie jest darmowa pomoc państwa w opiece nad dziećmi samotnych matek uczących się i pracujących?
Gdzie jest kasa, która należy się dzieciom od alimenciarzy????
Gdzie, gdzie, gdzie do cholery jest nowoczesna i KOMPLEKSOWA POMOC DLA RODZICÓW DZIECI Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIAMI?
Nigdzie? To odczep się kobieto od innych kobiet i ich decyzji w ich życiowych sprawach. To nie one są problemem. One, podobnie jak Ty, próbują przetrwać i jakoś żyć w tym państwie absurdu. I robią to. Aborcja jest, była i będzie. Nie Twoja rzecz,dlaczego druga kobieta chce jej dokonać. Ważne, by mogła to zrobić bezpiecznie, co jest od wielu dekad normą w cywilizowanym świecie. Jedyne, do czego prowadzi to Twoje „pilnowanie” i rozliczanie innych kobiet, to ich jeszcze większa samotność w aborcyjnym podziemiu, które po prostu powinno przestać istnieć.
Patriarchat jest w Tobie, we mnie, w każdej z nas. Rozpraw się z nim w sobie, a zobaczysz wielką, historyczną zmianę.
„Bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie” powiadał Mahatma Ganhdi.
Zostawiam Cię z tym zdaniem.
Jestem z Tobą w każdym Twoim wyborze, wiem, że wiesz co robisz.
Jesteś mądra, jesteś silna, jesteś piękna.
Adi Shakti!