Z kryzysem przywództwa, któremu pociąg odjechał już tak daleko, że raczej nie da się go dogonić. Poraża poziom dezinformacji, wiary w każdy fake news rzucany przez rozmaite grupy wpływu, braku zaufania w to, że ktokolwiek cokolwiek sensownego może wymyślić (a przynajmniej się stara) oraz wkurwu na rzeczywistość. Zwłaszcza u osób w średnim wieku i starszych.
Podczas pierwszej fali COVID-u z fascynacją oglądałam premierkę Nowej Zelandii na FB jak, siedząc na własnej kanapie, w domowych ciuchach, tłumaczyła ludziom, co i jak jest robione, dlaczego, z nadzieją na co. Ludzkim, empatycznym językiem, nie udając, że pożarła wszystkie rozumy. Komunikując. Fascynujące były też dla mnie codzienne briefingi prasowe Andrew Cuomo, gubernatora stanu NY, w TV.
I znowu: komunikowanie się z ludźmi jak z partnerami, normalny język, przyznawanie się, że pewnych rzeczy się nie wie.
W Polsce rządzi kwadratowa mowa wiecznie obliczona na dowalenie przeciwnikom politycznym. A prawie nigdy na to, aby ludzi rzetelnie informować, w miarę możliwości uspokoić, przestrzec przed kupowaniem kitu, wyjaśnić co jest trudne i czego nie wiemy. To politycy i ich anachroniczny styl komunikacji są dziś odpowiedzialni za to, że ludzie uciekają w spiskowe nisze zamiast racjonalnie i spokojnie ogarniać potwornie trudną rzeczywistość. Zacznijcie rozmawiać ze społeczeństwem.