Nie napiszę ognistego tekstu odnoszącego się do oświadczenia rektora łódzkiej Szkoły Filmowej w sprawie protestów studentów, którzy nie chcą honorowania Romana Polańskiego. Ani o tym, dlaczego cieszy mnie fakt odwołania przez niego wizyty w Szkole Filmowej w Łodzi.
Dość napisałam na temat hipokryzji i okrucieństwa środowiska filmowego. Pióro na tym zdarłam i głos. W książkach, w felietonach, w programach, w wywiadach. Moje #metoo miało miejsce na wiele lat przed #metoo. Mam swoją opowieść – jak wiecie.
Bez porównania mniej drastyczną niż to, co spotkało Samanthę Geimer. A jednak, piętno na całe życie. Posmakowałam okrucieństwa. Konsekwencje odczuwalne na zawsze. Pracuję jako nauczycielka jogi, czyli z ciałem. Z kobietami. Z ciałami kobiet. Wiele z nich (przerażająco wiele!) to ofiary gwałtów i molestowania w wykonaniu mężczyzn, którzy mieli nad nimi przewagę: wieku, pozycji, siły fizycznej. Widzę, z czym się zmagają. Jaki bagaż cierpienia, skostnienia i winy niosą. Jaki to ma wpływ na ich życie i jaką walkę muszą latami toczyć, by to życie się w ogóle nadawało się do życia. Powiem tylko tyle: oświadczenie Mariusza Grzegorzka jest oburzające. Jak postawa większości środowiska. Wychowałam się w nim, słyszałam z bliska, co dorośli ludzie wygadywali, by zredukować to, co się stało do „incydentu z małą puszczalską”. Nie ma w moim świecie miejsca dla ludzi, którzy uważają, że seks faceta, który ma 43 lata, z 13-latką jest „w sumie OK, no nie przesadzajmy”.
Nie ma miejsca dla ludzi, którzy nie rozumieją, że publiczne niszczenie tego dziecka (a potem kobiety) przez kolejne lata, by przerzucić na nią odpowiedzialność za to, co zrobił Polański, to nawet gorsze niż sam gwałt. I na koniec: bójcie się, gwałciciele, lubieżne dziady!
Bójcie się, bo to, co robicie, może Wam zatruć 50 lat życia! Skończyła się Wasza zabawa. Wiemy, że jeszcze myślicie, że to się da cofnąć, a Wasze popleczniczki Was w tym wspierają.
Mylicie się. No pasarán, k..wa!