Wciska się nam kulturę skrajnej egzaltacji, dramy i niekończącego się oburzenia. Ile razy napiszę coś trochę dobitnie, bez owijania w bawełnę, jestem potem w mediach cytowana pod nagłówkiem: „Młynarska oburzona, rozwścieczona, wściekła!!!”.
Ile razy ktoś powie, pokaże coś szczerego, własnego – już szokuje, rozwściecza, oburza. I robi się z tego paranoja totalna. Programuje się ludzi na oburzenie i wściekłość w sprawach, które kompletnie nie powinny aż takich emocji wyzwalać.
Są to emocje zarezerwowane dla skrajnych sytuacji. Bardzo potrzebne, ale chyba nie 20 razy na dobę! Oburzenie i wściekłość męczą. Po ataku furii wywołanym tym, że jedna pani coś tam powiedziała, a druga pokazała, jak sikała, często nie ma się już siły i pary na oburzenie tym, co naprawdę jest oburzające. Nie jest to żadna zaplanowana manipulacja, tak działają media. Media chcą zarabiać, a oburzenie generuje clickbaity.
Proponuję ćwiczenie o poranku. Przejdź przez 5 wybranych serwisów internetowych i zaobserwuj jako świadek, widz, ile razy i jakie treści odwołują się do Twojego oburzenia i innych pokrewnych emocji. Jak się Ciebie zachęca, pisząc np. internauci (czytaj: po prostu inni) oburzeni, nie zostawili suchej nitki, zaorali, są wściekli. I, qrwa, na co? Masz tę moc. Możesz nie pozwolić się w to wciągać. Miłego dnia bez dramy, dla odmiany.
Na zdjęciu „oburzające” scenki z życia matki, czyli insta Oli Żebrowskiej.