W komentarzach pojawiają się wątpliwości, które doskonale znam z własnego doświadczenia.
„Nie potrafię zatrzymać myśli”. Pojawiło się nawet: „Jak ktoś nie ma problemów, to może sobie usiedzieć w spokoju. Ja nie potrafię sobie wmówić spokoju”.
Sprawy w praktyce jogi stoją tak:
1) Nie masz zatrzymywać myśli! Masz z nimi pobyć. Nie podejmować ich, nie „przemyśliwać”, tylko postawić się w pozycji świadka, obserwatorki i zaobserwować. Coś w stylu: „O matulu, ależ się w tym łbie kotłuje!”. Chodzi o to, żeby załapać, że skoro możesz zaobserwować swoje myśli, cały ten kołowrót w głowie i to napięcie w ciele, to znaczy – i to jest SUPER WAŻNE – ŻE NIE JESTEŚ SWOIMI MYŚLAMI.
Nie jesteś tym napięciem, przerażeniem, zmęczeniem.
To jest, ale mija. Zmienia się.
To, co „Ci się myśli”, nie musi Cię definiować, nie jest Twoją tożsamością. Minie. Jak wszystko.
„No i co ja z tego mam?”, zapytasz.
Po jednorazowej akcji – nic.
Ale jeśli będziesz to robić regularnie, zaczną się dziać ciekawe rzeczy.
Twój system ciało-umysł zacznie się przyzwyczajać do tego, że można świadomie, nieruchomo i spokojnie BYĆ sobie, bez dramy i wkrętki, WOBEC tego, co się wyprawia w Twojej głowie.
Można od tego co w głowie odpocząć, ale też spojrzeć na to, co tam się dzieje, z dystansem i dostrzec, że niektóre dramaty sama/sam nakręcasz.
Tak się odzyskuje, po kawałeczku, spokój wewnętrzny. A temu służy joga.
2) Joga nie została wymyślona dla ludzi bez problemów!
Myślisz, że jogini i joginie z Tybetu, siedzący w chińskich więzieniach, są ludźmi „bez problemów” i dlatego potrafią medytować?
Jest wręcz przeciwnie.
Im więcej problemów i dramy w Twoim życiu, tym mocniejszą jest to przesłanką, aby regularnie siadać w ciszy ze swoim oddechem. I tylko obserwować. I oddychać.
NIE MUSISZ SOBIE WMAWIAĆ SPOKOJU. To niedorzeczne.
Z czasem, ale na to naprawdę trzeba czasu, jeżeli rozwiniesz taką praktykę, zobaczysz w sobie dużą zmianę.
Patańdźali, autor „Jogasutr” (ok. II wiek p.n.e.), tak zdefiniował jogę: „JOGA JEST USTANIEM PORUSZEŃ UMYSŁU”.
Te „poruszenia” to nieustanna działalność naszego uwarunkowanego, egotycznego, zanurzonego w zastanych koncepcjach i scenariuszach, często przerażonego umysłu.
Ale my nie jesteśmy tym umysłem!
Jesteśmy w stanie na niego wpływać.
Jesteśmy w stanie wykazać niezależność i dystans.
A nawet, i to jest wspaniałe, poczucie humoru na temat własnych dramatów!
Wszyscy zaawansowani jogini i joginie, jakich znam, to ludzie weseli, dowcipni i radośni.
Popatrzcie na Dalajlamę!
Jest w Was ten sam potencjał radości i mądrości.
A co do tantry i seksu, to wiecie... Jak ktoś się nauczy spokoju, oddechu, radości i luzu, jak sobie poradzi z obsesjami i napięciem, to i seks staje się lepszy.
Natomiast tantra to nie seks, a joga nie gimnastyka.
Om Shanti! Miłej praktyki!