BLOG
24.02.2020
Zenek damy nawet kwiatkiem!
W moich mediach społecznościowych wzmożenie w związku z ukazaniem się książki „Zmierzch lubieżnego dziada. Felietony po #meetoo”.
Wzmagają się panowie, urażeni nazywaniem seksistowskiego chamstwa po imieniu i opisywaniem jego gigantycznej skali w Polsce. Koronne argumenty to – jakże by inaczej: „ale ja taki nie jestem!” oraz „wy, baby, to już uważacie, że wszyscy mężczyźni są be”.
Poza tym, oczywiście, moc odkrywczych stwierdzeń o tym, że „mężczyźni przecież też bywają ofiarami” i drżenie o to, że „już strach się odezwać”. Nie brak też tradycyjnej obrony świętego prawa do „całowania rączek” i plecenia publicznie o naszych „cycusiach-pączusiach”. To przecież z miłości do kobiet. A w ogóle to takie cytaty znajdziemy w wielkiej literaturze. Dziewiętnastowiecznej.
Mili i niemili panowie! Ponieważ jestem naprawdę cierpliwa, ale też, jak wiecie, nieco zawzięta, raz jeszcze postaram się Wam wyjaśnić o co chodzi w moich wpisach o patriarchacie, w felietonach o prawach kobiet i mniejszości oraz w ogóle w całej działalności.
Przyznam przy tym, że czuję się zażenowana, że dorosłym ludziom, w Europie, w 2020 roku trzeba jeszcze takie rzeczy wyjaśniać. Wiedzcie to!
PO PIERWSZE, NIE CHODZI MI O WAS OSOBIŚCIE!!! Kapiszcze?
Jeszcze 100 lat temu (czyli wciąż żyją na świecie osoby, które urodziły się w tamtych czasach) kobiety (z wyjątkiem kilku królowych i innych pojedynczych wyjątków) cieszyły na naszym pięknym padole godną pozazdroszczenia pozycją gadających zwierząt domowych.
Nie miały żadnych praw. Nie miały, na przykład, wstępu na uczelnie. Tak, panowie, to właśnie z tego powodu w świecie nauki, sztuki i polityki, do pewnego momentu pojawiają się tylko męskie nazwiska! Nie zaś dlatego, że mamy o jeden zwój więcej od kury, jak głosił popularny w moim pokoleniu dowcip, chętnie powtarzany także przez „fajnych facetów”. Poczytajcie sobie przez jaką gehennę przeszła np. taka Maria Skłodowska-Curie, żeby móc w ogóle studiować i dokonać, czego dokonała. Poczytajcie sobie o Zofii Stryjeńskiej, księżniczce polskiego malarstwa, ikonie XX-lecia międzywojennego, jak musiała udawać chłopaka, żeby wstąpić na Akademię Sztuk Pięknych w Monachium. Takich przykładów są tysiące. Ponieważ przez tysiące lat byłyśmy ludźmi drugiej kategorii. Historia ludzkości, religia, którą większość z Was wyznaje bądź udaje, że wyznaje, kodeksy prawne, na których bazujemy, procedury medyczne – wszystko to i wiele więcej zostało spisane męską ręką i uwzględnia tylko męską perspektywę.
Trzymacie się jej jak pijany płotu.
Jednak tych 100 lat dostępu kobiet do edukacji, a zatem do polityki, biznesu i nauki, zaczęło wydawać owoce. Narodził się znienawidzony przez Was ruch, zwany feminizmem. Pojawiają się narracje opowiadane głosem kobiet.
A w nich niewygodne dla Was rewelacje o tym jak patriarchat – system dyskryminujący i często prześladujący więcej niż połowę ludzkości – krzywdził i niszczył własne matki, babki, siostry, córki i żony. Narracje o okrucieństwie, pogardzie, gwałtach, pozbawianiu nas możliwości rozwoju, z którymi nadal spotykamy się w codziennym życiu. Pomysły na rozwiązania systemowe, które dla odmiany uwzględniają kobiece doświadczenie, potrzeby i perspektywę.
Tak, wiemy, nie każdy z Was jest gwałcicielem, szowinistyczną świnią, molestantem. Co więcej, my feministki, kochamy i pożądamy naszych mężczyzn. Mamy z nimi seks, gotujemy im, przytulamy i rozpieszczamy.
Wbijcie to sobie do głowy: feminizm nie jest o nienawiści do mężczyzn. Feminizm jest o odzyskaniu przez kobiety pełni praw i wpływu na rzeczywistość.
Zachowujecie się jak ktoś, kto czyta w necie o zapadalności na nowotwory, a potem pisze w komentarzach: „Ale jaka znowu onkologia? Po co? U mnie w rodzinie nie ma i nie było raka! Co, każdy ma teraz raka? Ja nie mam. Już strach się odezwać!”.
Seksistowskie chamstwo, pogarda, okrucieństwo i niesprawiedliwość wobec kobiet, jest rakiem toczącym nasze życie społeczne. Przejawia się przemocą domową, zaniżaniem naszych dochodów, śmiesznymi wyrokami za gwałty, alimenciarstwem, molestowaniem przez szefów, przedstawianiem nas w stereotypowy, krzywdzący sposób itd., do upojenia.
O tym piszę w moich tekstach, a nie o tym czy Zenek jest elegancki wobec dam, a Jurek nigdy by damy nawet kwiatkiem.
Opublikowany w 2016 roku raport fundacji STER mówi, że prawie 90% z kobiet w Polsce doświadczyło jakiejś formy przemocy seksualnej. Zaś 91,8% ofiar gwałtu nie zgłosiło go policji! Z powodu wstydu i braku wiary w realną pomoc.
Nadal nie widzicie problemu, bo Wy byście tak nigdy, nawet kwiatkiem, te cycusie?
Zapoznajcie się, jak bonie dydy, z badaniami i z abecadłem historii kobiet, które podobno tak „kochacie i wspieracie”, bo jak na razie popisujecie się ignorancją, która aż boli.
Dziękuję za uwagę, Om Shanti!