O tym, że moje europejskie, klienckie, rozdęte do granic śmieszności ego jest tylko przeszkodą w przeżywaniu tego, co ważne. O tym, że piękno nie tkwi w tym, że dostaję to, czego chcę, kiedy chcę, tylko w tym, że przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest.
Jak zawsze, kiedy tu przyjeżdżam, wystarcza mi godzinna przejażdżka przez przedmieścia, by przypomnieć sobie, gdzie są priorytety i jak nieprawdopodobnym przywilejem jest urodzić się i mieszkać w Europie.
A co do wirusa, to w samolotach i na lotniskach (Chania, Ateny, Doha, Chennai) spokój. Proszą tylko, by zgłaszać, jeśli ktoś źle się czuje. Na pokładzie dużo żartów, bo jakoś trzeba to napięcie odreagować.
Om Shanti!