W komentarzach i wpisach zaczynają krążyć nazwiska przemocowych nauczycielek i nauczycieli szkół podstawowych, średnich i uczelni. Opisywane są także przypadki mobbingu i molestowania w miejscach pracy. Wkrótce – myślę, że to kwestia dni – usłyszymy o kolejnych skandalach z udziałem „wielkich autorytetów” z wielu dziedzin. Zapnijcie pasy. Osoby, które nie są bliżej wprowadzone w tematykę związaną z traumą, i takie, które mimo przebytej traumy nie przeszły terapii, nieustannie zadają następujące trzy pytania:
Ale dlaczego nagle taka lawina?
Dlaczego teraz on/ona o tym mówi?
Dlaczego to się zaczęło od aktorek i aktorów?
Ponieważ mam za sobą wieloletnią terapię PTSD (post-traumatic stress disorder, po polsku – zespół stresu pourazowego), pozwolę sobie podjąć próbę cząstkowej odpowiedzi. Zacznę od końca.
#MeToo, ruch, którego kontynuacją jest to, co dzieje się obecnie u nas, zapoczątkowały aktorki, wywołując publicznie nazwiska sławnych i potężnych przemocowców, molestatorów i gwałcicieli z planów filmowych. W ślad za nimi poszedł świat telewizji, teatru, opery, a potem cała reszta. Aktorki i aktorzy to ludzie wyszkoleni do pracy w sferze publicznej, w stresie, z własnym głosem.
To także osoby mające siłę przebicia w mediach. Dlatego do każdej ważnej akcji społecznej czy charytatywnej pozyskuje się aktorki i aktorów. To o nich chcą pisać rubryki plotkarskie i kolorowe czasopisma „niosąc" dany temat w świat. Dlatego ich opowieść przebiła się jako pierwsza. Co wcale nie znaczy, że jest to jedyne środowisko, w którym mają miejsca nadużycia pozycji władzy. Zapewniam, że wkrótce się o tym przekonamy.
Dlaczego on/ona teraz o tym mówi?
Ponieważ osoba, która przeżyła traumę, może o niej zacząć głośno mówić wtedy, gdy jest na to emocjonalnie gotowa. Nie wcześniej.
Trauma, zwłaszcza długotrwała, tym się objawia, że człowiek, aby przetrwać, zamraża swój dostęp do potwornie bolesnych emocji. To nie jest coś, na co ma się wpływ. To mechanizm ewolucyjny. Po takim odcięciu się od własnych uczuć, aby jakoś dalej funkcjonować społecznie, zaczynamy racjonalizować. Czyli wytwarzamy sobie w głowie całkiem nową opowieść o tym, co się stało, dlaczego i kto zawinił. Najczęściej obwiniamy siebie albo w ogóle wypieramy (naprawdę na długie lata „zapominamy”!) to, co się stało. Często wybielamy sprawcę.
Im wyższa pozycja sprawcy/sprawczyni wobec nas, tym większe jest nasze poczucie bezradności i uwikłania. Ponieważ nasz dostęp do własnego czucia został zablokowany, wpadamy w „króliczą norę” iluzji i zaprzeczeń. Do pewnego stopnia naprawdę tracimy kontakt z rzeczywistością. Scenariuszy jest tyle ile ofiar, ale istnieją pewne powtarzające się schematy. Jeden z najbardziej rozpowszechnionych to długotrwałe pozostawanie w relacji ze sprawcą/sprawczynią traumy. Dlatego, kiedy stwierdzasz: „ja bym sobie tak nie pozwoliła”, grubo się mylisz. Obyś nigdy nie przekonał/przekonała się jak bardzo!
Ale dlaczego nagle taka lawina?
Tak jak wspomniałam wcześniej, ofiara traumy mówi o niej publicznie wtedy, kiedy jest na to emocjonalnie gotowa. Do tej gotowości prowadzi wiele dróg. Może to być psychoterapia albo grupa wsparcia, w której z pomocą kompetentnej osoby, w bezpiecznej przestrzeni, możemy odmrozić i przeżyć grozę traumy, odzyskując w ten sposób dostęp do własnego czucia. A co za tym idzie – odzyskać własną prawdziwą historię. Może to być upływ czasu i cały szereg pozytywnych, życiowych zdarzeń, które wzmocnią nas na tyle, by puścił suchy lód pamięci. Czasem dzieje się tak za sprawą praktyk duchowych albo pogłębionej pracy z ciałem.
I nagle czujemy, że już. Z drzewa poznania dobrego i złego spada dojrzały owoc naszej opowieści! A ta, i tutaj dochodzę do sedna, staje się katalizatorem dojrzewania dla innych.
W przypadku ludzi, którzy przetrwali traumę, powiedzenie, że odwaga jest zaraźliwa, potwierdza się w całej rozciągłości. Rusza proces, w którym kolejne osoby podnoszą głowy i mówią: „Już czas!”. Dzieje się tak dla tego, że z chwilą opuszczenia króliczej nory iluzji i zaprzeczeń rodzi się w nas naturalna potrzeba odzyskania całej naszej historii. Nazwanie rzeczy po imieniu i pociągnięcie sprawcy/sprawczyni do jakiejś formy odpowiedzialności do niej przynależy, domyka ją i pointuje. Dlatego raz sterapeutyzowane osoby nie odpuszczają i nie dają się ponownie wpędzić w kłamstwo.
Im więcej głosów byłych ofiar, tym bezpieczniej czują się one w zderzeniu z światem, w którym zawsze chętniej trzyma się z silniejszym, zaś ofiary są notorycznie obwiniane o to, co im się przytrafiło. Stawia się je pod ścianą, zapędza w kozi róg napastliwych pytań.Rusza lawina.
Nie wolno nam zapominać, że nieodłączną cechą PTSD jest ponowne przeżywanie traumy, gdy pojawia się tak zwany wyzwalacz (ang. trigger). Wyzwalacz traumy to bodziec psychologiczny, który prowadzi do przypomnienia sobie wcześniejszego traumatycznego doświadczenia. Sam bodziec nie musi być przerażający ani traumatyczny i może jedynie pośrednio lub powierzchownie przypominać wcześniejszy traumatyczny incydent – jak zapach, jakieś słowo, skojarzenie.
Opowieści, którymi dzielą się dziś aktorki i aktorzy, oraz obrzydliwe, podważające ich wiarygodność reakcje części ich środowiska, to bardzo potężne wyzwalacze. Od kilku dni ogromna rzesza osób po traumie przeżywa napady paniki, głęboki smutek, bezsenność (to ja), napady złości, potrzebę powrotu do nałogu itp. Tak działają wyzwalacze. Są nimi także te trzy niewinne pytania, które bez przerwy zadajecie w komentarzach. Może sobie darujecie?
#pokoleniezmiany #traumaniehartuje #MeToo #nigdyniebędzieszszłasama #stopprzemocy